Na granicy
Świat dorosłych może wydawać się fascynujący. Mógłby. No bo przecież taki jest w istocie. Tyle tu przeżyć, doświadczeń, całe bogactwo życia. Czasem otwieramy przed dziećmi wrota do tego sezamu, zapraszamy je do środka, dzielimy się skarbami. Czy słusznie? Czasem ryglujemy drzwi, bronimy dostępu, o skarbach mówimy szeptem, dzieląc się nimi tylko z dorosłymi. Czy słusznie?
Wszyscy podobnie dorośli zastanawiamy się, czy dzieci wiedzą za dużo, czy za mało. Czy mamy im mówić o naszych sprawach, czy je przemilczać albo ukrywać. Gdzie przebiega bezpieczna granica pomiędzy naszymi światami - tym, w którym powinna toczyć się zabawa, w którym dopiero odkrywa się świat, a tym, w którym czasu na zabawę i na odkrycia już nie ma?
Kiedy tracimy z oczu perspektywę dziecka (bo przecież nie jesteśmy już dziećmi), trudno nam po tej granicy się poruszać. Często ściąga nas na jedną lub na drugą stronę. A może ta granica nie musi dzielić, może te światy mogą się przenikać? Mądrze, odpowiedzialnie? Kiedy dziecko zapyta, niekoniecznie musi usłyszeć: "To takie sprawy między dorosłymi, nie zrozumiesz". Bo to nieprawda. To, czy i jak zrozumie, zależy wyłącznie od nas, od tego, czy odkryjemy w sobie cierpliwość do wyjaśnienia. Czy zechcemy odkryć.
Może wcale nie musimy wciągać dzieci w nasze własne wiry i żądać od nich dźwigania dorosłych ciężarów. Może nie muszą zastępować nam przyjaciół i partnerów, grzęznąć w światowych konfliktach, walczyć o klimat, równość i sprawiedliwość. Bo nam, dorosłym, się nie udało. Bo my, dorośli, przestaliśmy być dziećmi, którym się bardzo chce.
Wielu z nas w dzieciństwie świat dorosłych wydawał się na pewno dużo mniej skomplikowany (może dlatego, że nikt z nami o nim nie rozmawiał?). Marzyliśmy więc o dorosłości, w której wszystko można odkryć i wszystko zdobyć.
Dzisiaj coraz więcej dzieci nie chce dorosnąć. Wolą zostać tam, gdzie są. Ciekawe dlaczego.
Iwona Zabielska-Stadnik, redaktor naczelna