Product info / Cechy produktu
Rodzaj (nośnik) / Item type
|
książka / book
|
Dział / Department
|
Książki i czasopisma / Books and periodicals
|
Autor / Author
|
Józef Zelkowicz
|
Tytuł / Title
|
Piszący te słowa jest pracownikiem gettowej instytucji...
|
Podtytuł / Subtitle
|
„Z dziennika” i inne pisma z łódzkiego getta
|
Język / Language
|
polski
|
Wydawca / Publisher
|
Centrum Badań nad Zagładą Żydów
|
Rok wydania / Year published
|
2020
|
Języki oryginału / Original lanugages
|
jidysz
|
|
|
Rodzaj oprawy / Cover type
|
Twarda
|
Wymiary / Size
|
15.5x23.5 cm
|
Liczba stron / Pages
|
292
|
Ciężar / Weight
|
0,5950 kg
|
|
|
Wydano / Published on
|
15.05.2020
|
ISBN
|
9788363444693 (9788363444693)
|
EAN/UPC
|
9788363444693
|
Stan produktu / Condition
|
nowy / new - sprzedajemy wyłącznie nowe nieużywane produkty
|
Book in Polish by Józef Zelkowicz. Przedwojenny dziennikarz i folklorysta Józef Zelkowicz (1898–1944), zatrudniony w Wydziale Archiwum Przełożonego Starszeństwa Żydów w łódzkim getcie, przez cztery lata wraz z kilkoma innymi ludźmi pióra sporządzał propagandowy „Biuletyn Kroniki Codziennej”.
Po godzinach notował to, czego nie wolno mu było oficjalnie krytykować, potępiać, a niejednokrotnie nawet zapisywać. W scenkach rodzajowych, felietonach, obrazkach literackich i reportażach, wśród których szczególne miejsce zajmują Tamte straszne dni – relacja z wielkiej akcji deportacyjnej do ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem, kreślił ponurą beznadziejność sytuacji ludzi odciętych od świata i stopniowo wyniszczanych. Z ironią, często przechodzącą w sarkazm, obnażał szkodliwość i złudność rzekomo rewolucyjnych i racjonalizatorskich inicjatyw żydowskich władz. Drwił z pompatycznej pustki ich komunikatów lub wprost oskarżał gettowy system protekcji, przestępcze działania poszczególnych dygnitarzy oraz służb, takich jak żydowska policja, biała gwardia czy strażacy.
„«Protekcja» – tak to się nazywa w getcie. «Protekcją» są w kuchni wszyscy, począwszy od kierownika i gospodyni, skończywszy na obierającej kartofle i woźnym. Skinienie głowy któregoś z nich w kierunku «pani wydzielaczki» jest bezcenne… Każdy taki znak gwarantuje, że miskę protegowanego konsumenta wypełni większa i nieco gęstsza porcja zupy…
Jeśli w kuchni «protekcją» są zarówno etatowi, jak i wszelcy inni współpracownicy, to rzecz jasna jest nią pani wydzielaczka! A jakże, to wpływowa persona! W garści trzyma przecież nie tylko chochlę, ale i konsumenta, który jest dla niej niczym glina dla garncarza – jeśli wydzielaczka zechce, uczyni życie gettowego obywatela szczęśliwym i radosnym. Dostanie on bowiem dużą i gęstą zupę, która będzie mu aż ciekła po brodzie… A jeśli, uchowaj Boże, wydzielaczka nie zechce, biada mu! W swojej misce ujrzy dno i dostanie jedynie ochłap, którego w normalnych czasach i świnia by nie tknęła… Wobec tego nie dziwi, że znajomość z panią wydzielaczką jest jednym z najbardziej pożądanych i chodliwych artykułów w getcie”.