Niedostepny
Ostatnio widziany
14.10.2021
|
Product info / Cechy produktu
Rodzaj (nośnik) / Item type
|
książka / book
|
Dział / Department
|
Książki i czasopisma / Books and periodicals
|
Autor / Author
|
Jan Michalski
|
Tytuł / Title
|
Kurjerki
|
Język / Language
|
polski
|
Seria (cykl) / Part of series
|
PRZYWRÓCIĆ PAMIĘĆ
|
Wydawca / Publisher
|
Impuls
|
Rok wydania / Year published
|
2014
|
|
|
Rodzaj oprawy / Cover type
|
Twarda
|
Wymiary / Size
|
12.0x19.0 cm
|
Liczba stron / Pages
|
136
|
Ciężar / Weight
|
0,1500 kg
|
|
|
ISBN
|
9788378506423 (9788378506423)
|
EAN/UPC
|
9788378506423
|
Stan produktu / Condition
|
nowy / new - sprzedajemy wyłącznie nowe nieużywane produkty
|
Book in Polish by Jan Michalski. Było nas sześciu chłopców, urwisów z pod ciemnej gwiazdy, wyrzutków o ile nie społeczeństwa, to już przynajmniej kilku szkół. Uczyliśmy się, rzecz prosta, ohydnie w całem słowa tego znaczeniu. Ulubionym naszym sportem było: w lecie obieranie sąsiednich ogrodów z jabłek i wogóle owoców, w zimie zaś „podjeżdżanie“ bliźnich na sankach w ten sposób, by zwalać ich z nóg, oczywiście zawsze niechcący. Staliśmy się plagą miasta, a nawet przedmieść. Nasze temperamenty doskonale znała nawet leniwa policja rosyjska, na nasz widok „izwoszczyki“ zaciskali w grubych dłoniach biczyska, wcale niedwuznaczne rzucając w naszym kierunku spojrzenia.
Włócące się zdziczałe psy mijały nas w promieniu rzutu kamieniem, powarkując groźnie, żydziaki uciekały z krzykiem, a stare, brodate żydy spluwały w naszą stronę, szepcąc jakoweś, zapewne o pomstę do nieba wołające, przekleństwa.
My, jakkolwiek zapisani byliśmy do ksiąg ludności jako katolicy, a temsamem jako Polacy, uważaliśmy się zawsze za indjan, a czasem za tatarów, rzadko i tylko w kościele za prawowiernych rzymskich katolików. Sługiwaliśmy od czasu do czasu do niedzielnej Mszy świętej, co oczywiście nie przeszkadzało nam ani odrobinki w robieniu dobrodusznemu proboszczowi miłych psikusów w chwili, gdy odprawiał sumę, a kościelny miast pilnować księżego ogrodu szykował kadzielnicę. Raz, pamiętam, obraliśmy doszczętnie w pół godziny wszystkie porzeczki, a było tego dość sporo.
Mnóstwo jeszcze nasuwa mi się podobnych przykładów naszego beztroskiego żywota młodych apaszów, lecz nie chcąc nużyć Szanownych Czytelników, pominę je milczeniem.